Idąc po wydeptanej ścieżce słyszałam i czułam łamane gałęzie pod wpływem mojego cieżaru. Słońce delikatnie gładziło mnie po policzku, a ciepły wiater delikatnie otulał. Pogoda ta głaskała wręcz ukajała mą zranioną duszę. Ból jakby zelżał ale czułam go nadal na myśl że
straciłam mój skarb, przy którym byłam bezgrancznie szczęśliwa, który kochałam i przestać nie zamierzałam. Pod wpływem natłoku myśli ból się nasilał, tlen stawał się moim wrogiem. Zatrzymałam się przed kafejką. Przez szyby próbowałam dostrzeć jego sylwetkę. Jest. Siedział w tym samym miejscu co zawsze ze mną. Zrobiłam głeboki wdech i wydech i weszlam. Zauważył mnie. Podniósł się z krzesła. Robił to za każdym razem ilekroć się spotykaliśmy. Na ten widok me serce ścisnął żal i dziwne uczucie tęsknoty.
-Cześc- przywitał się jakby od niechcenia.
-Hej, dziękuje że się chciałeś ze mną spotkać- powiedziałam niepewnie.
Prychnął
-Twoje argumenty były silniejsze ode mojej woli- zatrzymał się- a zwłaszcza ten ostatni-powiedział dobitnym głosem, wędrując wzrokiem na bok.
Ostatni?-myślałam gorączkowo; Ach, tak ten w którym powiedziałam że dam mu spokój raz na zawszę. Zabolało, cholernie mnie to zabolało. Czułam piekące łzy pod powiekami.
-Max...ranią mnie twoje słowa- wyszeptałam cicho.
-Ciebie?! A ja?! A co ja mam powiedzieć?! Mnie zraniło twoje kłamstwa, oszustwa.-syknął z bólem.
Próbowałam walczyć z nadchodzącą na mnie lawiną żalu i rozpaczy i z lawiną łez która nadciągała. Kaja nie teraz, nie teraz w domu- uspakajałam się w myślach- teraz mu wszystko spróbuj wyjaśnić.
-Ja się wcale o nic nie założyłam z Aską, ona kłamie słyszysz! Jak moglabym się o Ciebie założyć ?! Jak?! Znasz mnie a raczej powinieneś-ściszyłam głos- po tym wszystkim co nas łączyło! Wiesz że nie byłabym zdolna do takiej podłości! Max...a gdzie nasza miłość, gdzie twoje słowa "i nic nas nie poróżni?! "...
Schylił głowę w dół i na jego twarzy pojawił się grymas.
-No gdzie?-powtórzyłam niemal szeptem.
Nastąpiłą cisza. 15 sekundowa cisza. Wpatrywałam się w jego twarz z nadzieją że wszystko się wkońcu do cholery ułoży.
Wkońcu podniósł głowę i spojrzał prosto w moje oczy.
-Kaju, nie będe ukrywał że nadal cie kocham. Starałem się o Tobie nie myśleć ale to było i jest prawie niemożliwe. Pogubiłem się sam trochę w tym wszystkim. Potrzebuję trochę czasu...- zniżył wzrok na stół szepnął tylko coś w stylu pszepraszam i wyszedł.
A ja poczułam światełko w tunelu. Może jednak się uda-pomyślałam. Idąc w strone tramwaju zanosiłam się co chwilę szlochem radości i smutku.